zdjęcie ze strony www.sunbites.pl |
Pierwszym smakiem jaki spróbowałem były SunBites z pomarańczą. I chociaż na stronie reklamowej www.sunbites.pl producent upiera się, że "wystarczy chrupnąć jeden listek pomarańczowych SunBites i zamknąć oczy, aby poczuć się jak skąpanym w słońcu, pomarańczowym gaju", moje wrażenia były od tego zdecydowanie oddalone, aczkolwiek tym razem smak pomarańczy był dość rześki, odważę się nawet stwierdzić, że najbardziej rześki ze wszystkiego, co do tej pory jadłem. Mały problem leży w tym, że pomarańcz sama w sobie jest na pewno bardziej soczysta niż wypieczone małe krakerso-podobne ciasteczka, co burzy pewne przyzwyczajenia w głowie prostego człowieka jak ja. Ale oczywiście do grzechu śmiertelnego jeszcze daleko. Bliżej do czepialstwa z mojej strony, bo przecież mnóstwo ludzi uwielbia takie połączenia, a panie i panowie z Frio Lay na pewno znają się na tym o wiele lepiej niż ja.
Mimo tego zostałem zaintrygowany tą nową jakością i nie poprzestałem tylko na jednym smaku. Stwierdziłem, że bardziej mojemu gustowi będzie odpowiadać coś słonego i jakby specjalnie dla mnie, gdy tylko wszedłem do pobliskiego sklepu na stojaku leżały, dobrze wyeksponowane SunBites "wiosenne warzywa". Tutaj moje zainteresowanie produktem odrobinę spadło, a produkcji tej serii najprawdopodobniej przyświecało przeświadczenie, że klient kupi to co zna, nawet jak nie do końca mu smakuje. I ze mną było podobnie. Dla mnie jedzenie tej paczki było jak słuchanie piosenek w radiu; znam melodię, nie wiem kto, ani co śpiewa, ale i tak pogłośnię jak puszczą następnym razem...
Żeby dopełnić obowiązku rzetelnego recenzenta, musiałem spróbować pozostałych trzech smaków; "słodko słone", "papryka z ziołami" i "z leśnymi owocami". Nad dwoma pierwszymi szybko przeszedłem do porządku dziennego i chociaż jakość smaku, jego intensywność (nie mówię, że są to bardzo intensywne doznania, odpowiednim słowem jest "wyważone") bardziej mi odpowiada niż tradycyjne chipsy, ciągle nie "zalajkuję" tego produktu na facebooku i zapewne po skończeniu pisania tego artykułu wrócę do swojej diety, która nie wymaga znajomości tablicy Mendelejewa. Jednak nie bez kozery "leśne owoce" zostawiam sobie na koniec. Uważam, że to najbardziej udane "chrupiące listki" ze wszystkich pięciu jakie zostały nam zaserwowane. Chociaż moje przyzwyczajenia raczej dążą do solonych wersji chrupkich zakąsek, ten smak zapadł mi w pamięć najbardziej. Wyobrażam sobie je jako coś, co można zabrać sobie w ciepły dzień do parku i obserwując krzątających się ludzi, chrupać je sobie beztrosko (albo wkurzać kogoś przeciągłym szelestem opakowania). Ale teraz czas na cios który sprowadzi nas na ziemię, czyli zaglądamy na tył opakowania żeby przeczytać skład.
Chociaż marketing bardzo stara się, żeby produkt kojarzył się z czymś nowym i świeżym (widać to po reklamie, którą można obejrzeć na stronie promocyjnej; jasna, spokojna, dużo bieli, lekkie podmuchy wiatru na twarzy aktorki), bo nawet sama "podnazwa" - "chrupiące listki wielozbożowe" to próba stworzenia nowego segmentu przekąsek (lub wpisanie się w segment zdrowej żywności), to na odwrocie starzy przyjaciele: glutaminian monosodowy (E621), guanylan disodowy (E627), czy inozynian disodowy (E631), czyli wzmacniacze smaku, czego oczywiście producent się nie wypiera, a wy też drodzy czytelnicy na pewno dzisiaj się z nimi witaliście. Nie są to związki uważane za szkodliwe... w rozsądnych ilościach, a więc o rozsądek apelujemy.
Bardzo miłym zaskoczeniem jest lecytyna sojowa, która min. potrafi obniżać cholesterol, jednak nie mogę się doczytać ile ma ona swojego wkładu na całość produktu. Jeżeli jesteśmy już przy udziale procentowym poszczególnych składników, to zwrócił moją uwagę znaczek twierdzący, że nasz produkt jest "źródłem błonnika", ale po spojrzeniu na tabelę wartości energetycznej szybko przekonujemy się, że na 100 g produktu jest tylko 4,5g błonnika gdy na przykład cukru 13g/100, a tłuszczu 17g/100.
Jeszcze została nam cena. Zawsze lekko ponad 3 zł, to cena umiarkowana i porównywalna do innych produktów "zakąskowych", ale ciągle bardzo niska jak dla produktów typu "zdrowa żywność", na którą próbuje się kreować. I chociaż mógłbym obudzony w środku nocy wymienić 10 produktów bardziej niezdrowych niż SunBites, to ciągle zawiera on w sobie środki które na dłuższą metę będą się na nas mścić. Nie chcę jednak na dzisiejszą modę być groźnym jury rodem z telewizyjnych show o śpiewaniu, tańczeniu, czy gotowaniu, więc uśmiechając się do was zza monitora proponuję, żeby tego typu zakąski były sporadycznym elementem diety, najlepiej przy okazji spotkań ze znajomymi, przed soczystą sałatką, lub słodkim jabłkiem.
spróbowałam w trzech smakach i nie znam jeszcze tylko tych owocowych, bo wydały mi się kuszące.. ale po takie recenzji sięgnę jeszcze po pomarańczę i te leśne:-)
ReplyDeleteŚwietny artykuł - przystępnie napisany skład, można powiedzieć - teraz wiem co jem :)
ReplyDeleteJa zaczęłam przygodę z Sunbites wlaśnie od tych z owocami leśnymi - i bardzo je polubiłam. Te słone preferuję mniej, ale to już zawsze 'mniejsze zło' gdy ciągnie do chipsów. Słodko-słone to mój numer dwa w prywatnym rankingu, mają tak dziwny i nieokreślony smak że nie można im się oprzeć :D
Zabieranie ich do parku to dobry pomysł, ale raczej by podzielić się z innymi. Kończą się stanowczo za szybko, a niskokaloryczne to nie są :D
Jeśli chodzi o cenę, to mi zdarzało się je kupować nawet po nieco ponad 2 zł - w okolicach 2,69.
nie sądzę żeby były mniejszym złem w stosunku do chipsów. Zwykłe solone chipsy (podkreślam zwykłe, nie jakieś smakowe) nie zawierają polepszaczy smaku, tylko np. same ziemniaki olej i sól. a sunbites mają dużo polepszaczy.
ReplyDeleteCo to jest "pomarańcz"? Chyba raczej pomarańcza.....
ReplyDeletetylko te slone maja glutaminian
ReplyDelete