W październiku rozpoczęła się nasza 3-miesięczna wyprawa do Indii, podróżą tego nie nazwę, bo ta kojarzy się z jakąś romantyczną, niesamowitą wizytą w obcym kraju, a nasz pobyt do takich nie należy. Przedzieraliśmy się przez rzesze zaglądających w biust hindusów, spaliśmy na stacjach kolejowych, śpiąc na zmianę, żeby myszy nie poodgryzały nam stóp i kosztując orientalnego, indyjskiego życia oraz potraw.
|
Kogut czeka na ścięcie |
Mówi się, że indyjska kuchnia to jedna z najlepszych na świecie....wolne żarty....jest tu dużo pysznych rzeczy ale żadne nie powala na kolana. Bazą wszystkich dań jest prawie zawsze ten sam zestaw przypraw, przez co wszystko smakuje....podobnie. Do tego masala jest wszędzie, dosłownie - od herbaty, przez ketchup po pizze - w pewnym momencie obawialiśmy się, że znajdziemy ją nawet w paście do zębów. Na szczęście w tej materii hindusi wciąż preferują powiew świeżej mięty. W Indiach wszystko, ale to naprawdę wszystko jest smażone, zazwyczaj na głębokim tłuszczu, następnie gotuje się to, aż powstanie gęsty sos. Dodatkiem jest ryż ( w Kashmirze nasi przyjaciele twierdzili, że dzień bez ryżu to dzień stracony i opychali się tym ryżem bez pamięci, wielkimi garściami wpychając go sobie do ust) lub różne rodzaje tego, co nazywają chlebem, a my nazwalibyśmy to raczej naleśnikiem. I w tej grupie najbardziej popularne jest roti (czyli mąka i woda), które może być smażone na patelni lub wypiekane w ogromnym tandoori, czyli piecu opalanym drewnem zbudowanym wg. pokoleniowych tradycji. Mamy jeszcze chapatti, coś tak podobnego do roti, że tylko hindus potrafi znaleźć różnicę między jednym i drugim. Jest pyszny naan(też mąka i woda), również wypiekany w piecu i jest paratha (czyli mąka i woda) - wielowarstwowe roti smażone na patelni. Każda szanująca się gospodyni wie jak zrobić roti i często przygotowuje je dla całej rodziny, siedząc pół dnia i wyrabiając to ciasto, a potem smażąc jeden chlebek za drugim.
Prawdą jest, że w każdym regionie Indii znajdziemy różne, lokalne potrawy, wszystko jest naprawdę zróżnicowane. Mimo naprawdę ogromnej ilości produktów spożywczych produkowanych, dostępność towarów zagranicznych jest zerowa, a zakupy robi się długo i nie zawsze przyjemnie. Poza ogromnymi miastami supermarkety nie istnieją, lokalne warzywa kupuje się na stoiskach, chodząc od standu do standu i sprawdzając ceny, ponieważ dla gora(białęgo człowieka) ceny często są podwójne. Potem trzeba się wybrać do stoiska z mięsem, czasem jest już martwe, czasem pan pyta nas, którego kurczaczka sobie życzymy. Następnie do mleczarni, piekarni ...i tak non stop. Makaronu takiego, jakiego znamy w Indiach prawie nie uraczymy. Nie raz przedzieraliśmy się przez miasto, żeby znaleźć najzwyklejsze spaghetii udało się to dwa razy. Rzecz się ma inaczej w Delhi i Mumbaji, gdzie życie (oprócz gapiących się hindusów) toczyło się dla nas prawie normalnie.
Z utęsknieniem wracamy do polskiego jedzenia, do naszych sklepów i dostępności wszystkiego, czego dusza zapragnie. T. ma już zaplanowane obiady na najbliższy miesiąc.
Wyłowiliśmy parę indyjskich perełek i zbuków, poniżej możecie znaleźć parę z nich. Pierwsze tygodnie w Polsce upłyną zapewne na kulinarnych interpretacjach zjedzonych tu potraw i dopasowywaniu ich do naszego gustu, bo ciekawych pomysłów przywozimy stąd nie lada.
zostało jeszcze dużo do opisania, więc to nie koniec relacji.
|
Czaj walla - czyli uliczne stoisko z herbatą. |
|
Kurczaki w muzułmańskiej dzielnicy Ajmeru - pychota. |
|
Słodkie, ciepłe mleko migdałowe. |
|
Sklep z samosą - kruche rożki z nadzieniem głównie z ziemniaków i chilli. |
|
Tybetańskie momo - czyli pierożki z kurczakiem lub kapustą, bynajmniej nie kiszoną. |
|
Słodkości - pączki w słodkim, lekko pomarańczowym syropie. - Delhi |
|
Uliczna chińszczyzna, czyli makaron jajeczny, papryka, szalotka, czerwona cebula...do tego ketchup - Delhi. |
|
Uliczny targ z przyprawami - Delhi |
Z zaciekawieniem śledzę Twoją relację, nigdy tam nie byłam a smaki indyjskie nie należą do moich ulubionych, z relacji kuzyki, której mąż pracował 2 lata w Indiach wiem że kraj jest bardzo brwny, ale zdecydowanie mniej niż to można zobaczyć np tv...
ReplyDeletepozdrawiam ciepło i czekam na dalsze relacje:)))