|
Targ w Ajmerze, Rajastan |
Targ w Indiach to, jak widać na powyższym obrazku, zjawisko niezwykle barwne i dynamiczne. Każdy się targuje, przekrzykuje, czasem słychać nawet promujące czosnek czy też cebulę piosenki. Hindusi prześcigają się w pomysłach, jeśli chodzi o sprzedaż swojego towaru. Do tego nigdy nie można być pewnym, że na przykład nagle z prawej lub lewej nie zaatakuje nas wesoła krowa, co przydarzyło mi się właśnie w tym miejscu. Wszędzie kręcą się kozy, psy, krowy, owce i ludzie, wybierający co lepsze warzywa. O ile z handlarzami zazwyczaj dogadamy się bez problemu po angielsku, to już z kolorowymi, ubranymi w sari handlarkami nie zamienimy ani słowa. Ale jak wszyscy wiedzą, człowiek jak głodny, to i z tym sobie poradzi. Podczas pobytu w Indiach często kupowaliśmy na tego typu targach, co wydawać by się mogło zajęciem bardzo przyjemnym ze względu na obecność takiej ilości pachnącego, świeżego jedzenia. Wszystko zapewne takie też by było, gdyby nie stała konieczność targowania się np. o cenę pomidorów, które dla lokalnego hindusa kosztują 20 rupii, a dla białego już 40. Podobnie dzieję się z każdym produktem, który wzbudzi nasze zainteresowanie. Mimo tego ogromnego minusa, kupowanie na takich bazarkach to ciągle doświadczenie, które sprawiało mi nie lada frajdę. Sama możliwość przebywania w tym wesołym rozgardiaszu i nasycenia oczu bogactwem kolorów jest dla mnie czymś niezwykłym. Na targu dostaniemy wszystko od warzyw, po mięso. Oczywiście o produktach z atestem lekarza weterynarii czy jakimkolwiek odgórnym potwierdzeniem jakości można tylko pomarzyć. Wszelkie produkty spożywcze kupujecie na własne ryzyko, bo jak złapiecie jakieś choróbsko to nie będzie do kogo iść z reklamacją. A tam choroby to nie przelewki, nawet hindusi boją się czasem jeść z ulicznych stoisk, bo nie wiadomo, czy tym razem nie spotka ich jakaś żołądkowa przypadłość. Owoce i warzywa sparza się wrzątkiem. Zupę czy herbatę często parzy się z filtrowanej wody.
Taki targ ma więc swoje walory estetyczne, ale trzeba pamiętać, że wszystko ma swoją cenę. Podczas całego pobytu najbarwniej wspominam rybny bazar w Kochi, stanie Kerala. Kiedy tamtejsi sprzedawcy dostrzegli białą parę, z której jedno miało aparat, drugie kamerę ujawniła się w nich dusza modela i zaczęli pozować, przybierając najróżniejsze pozycję i chwaląc się swoimi produktami. Bardzo miłe i ciekawe doświadczenie. Targ azjatycki ma coś w sobie i mimo panującego tam chaosu, przy odrobinie cierpliwości każdy zdoła się tam odnaleźć.
|
Delhi, okolice Jama Masjid |
|
Srinagar, Kashmir |
|
Srinagar, Kashmir |
|
Kochi, Kerala |
|
Kochi, Kerala |
|
Kochi, Kerala |
|
granaty, Srinagar, Kashmir |
|
Srinagar, Kashmir |
Niesamowicie to wszystko wygląda, najbardziej podobają mi się stosy przypraw.
ReplyDelete